
W ostatni piątek spotkanie Szymona dotyczyło więc definicji postu - zarówno wielkiego jak i umartwień ogólnie. Mimo przeszkód ze strony nadaktywnych jak zawsze uczestników (którzy tryskali chęcią podzielenia się przeżyciami dotyczącymi własnych postanowień wielkopostnych jak np. znaczne polepszenie frekwencji w szkole;) dzielny prowadzący zrealizował swój plan aż po kontrolny quiz na końcu.
W kościele pod czujnym okiem Odpowiedzialnego przegotowaliśmy wszystko co potrzebne do drogi krzyżowej, chociaż, o ile nie zawodzi mnie kronikarska pamięć, zabrakło chyba naszego znaku rozpoznawczego: ustawionego z nadludzką precyzją krzyża ze świec.
Po nabożeństwie opuściliśmy kościół w kontrolowanym pośpiechu, bo siostra zakrystianka najwyraźniej odmawia jutrznię baaardzo wcześnie rano, co wpływa na wczesną porę chodzenia przez nią spać... Pogratulować hartu ducha:)
ps Dołączam postnego śledzia.
nie miałam na celu przeszkadzania, chciałam jedynie wzbogacić wypowiedź prowadzącego :P
OdpowiedzUsuńpoza tym, zwracam uwagę na rażące zaniedbanie - brak komentarza w kwestii jakże znaczącej - żelek! (mimo, iż szybko wyparowały stanowiły istotną część spotkania ^^)
Raport w sprawie żelek zastąpiłam wizerunkiem śledzia, aby nie wodzić na pokuszenie wszystkich tych, którzy zdecydowali się na tradycyjną formę postu :P
OdpowiedzUsuńA poza tym, swoją wdzięczność zarówno prowadzący spotkanie jak i konsumujący żelki mają okazję wyrazić w...komentarzu! ^^