2010-11-20

Wchodząc wczoraj do salki, dostrzegliśmy aż dwie niespodzianki. Pierwszą były nowe zasłony (uszyte przez Seniorkę rodu Odpowiedzialnego w czynie społecznym, za co należy jej się uznanie), które z zapałem wieszali sam Odpowiedzialny z Karoliną Janiszewską nee Mizgalewicz. Drugą stanowił usadowiony za ping pongowym ksiądz Rafał. Prawdopodobnie udzieliła mu się atmosfera jesiennych porządków, bo pomagał jak umiał, proponując przefarbowanie oazowej Maryjki pod kolor zasłon.

Spotkanie nawiązywało do święta 11go listopada, mówiliśmy o postawie patriotyzmu i stosunku Kościoła do służby wojskowej.

Na początku pojawiła się wątpliwość w kwestii przykładania się do nauki, ponieważ pod przewodnictwem Krzyśka powstało stronnictwo nieuznające istnienia związku między dobrem ojczyzny a wykształceniem jej obywateli. Na szczęście ktoś przytomnie wyjaśnił, że "patriota" i "szczęśliwy człowiek" niekoniecznie musi oznaczać to samo i spotkanie potoczyło się dalej. Zapoznaliśmy się z artykułem o. Jacka Salija poświęconym punktom wspólnym postaw chrześcijanina i patrioty. Podobieństw jest, jak się okazuje sporo, bo z czwartego przykazania wywodzi się nie tylko obowiązek szacunku dla rodziców, ale także dla Boga i ojczyzny.

Następnie przeszliśmy do czytania Katechizmu Kościoła Katolickiego z podziałem na role, a każdy paragraf okraszał swoją wymową obecny na spotkaniu duszpasterz. Daleko nam jednak jeszcze do światowego rekordu najdłuższego kazania, które trwało 28 godzin i 45 minut, wygłoszonego przez anglikańskiego pastora z Whalley:)

Trudny temat udziału w wojnie i obrony koniecznej omówiliśmy na podstawie przykazania miłości. W pierwszej chwili wydaje się to zaskakujące, zwłaszcza że na wszelkiej maści forach internetowych zwolennicy pokoju za wszelką cenę cytują fragment o nastawianiu drugiego policzka bijącym. Po raz kolejny dowodzi to, że Biblię najlepiej interpretować całościowo.

Na koniec trzeba dodać, że bez dwóch oazowych weteranów, którzy ostatnio jak nie wyjeżdżają to chorują, spotkania nie są jednak takie same... Zdołaliśmy jakoś czasowo zagłuszyć tęsknotę cukierkami z dzikiej róży, ale wróćcie Jasieńki z tej wojenki, wróćcie, bo róże już zjedzone, a na ścianach to nawet drzewa zdążyły zakwitnąć...

1 komentarz:

  1. Ale przynajmniej jeszcze róże nie zakwitnęły na tych drzewach ;) Wiem, jak ta wypowiedź świadczy o mojej wiedzy biologicznej.
    Dzięki Prowadzącym bloga nie zapomniałam jeszcze, jak było na spotkaniach, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń