2010-02-09

OMmmm...

PIĄTEK, godzina miłosierdzia. Stoimy na Rozdrożu. Słońce przygrzewa, mimo tego Dominika narzeka na mróz, po czym wyznaje, że nie wysuszyła włosów. Z niepokojem kontrolujemy czy nie tworzą się sople... Porównanie ilości bagażu wypada korzystnie dla Adriana. Chłopak prezentuje zgrabną walizkę, dodając że to w harcerstwie nauczyli go tak dobrze się pakować. Tłumimy cisnące się na usta pytanie, jaki model walizki preferował na obozach wędrownych?
Możemy z dumą stwierdzić, że poziom punktualności w przeliczeniu na osobę był niezły: specjalnej eskorty doczekało się tylko jedno z nas^^ Nad zagubioną owieczką czuwała bardziej doświadczona w tych sprawach Karolina.


Po drodze dołączyli do nas Gospodarczy z Odpowiedzialnym. Po bagażu tego ostatniego łatwo wywnioskowaliśmy, że każdy z nas będzie jadł jak wróbelek (w ciągu dnia tyle ile sam waży).
Dotarliśmy wreszcie na miejsce, by zrobić wstępny bałagan w pokojach, zjeść kolację (owoc nierównej walki Wojtka z krajalnicą, katapultującą plasterki sera na sporą odległość) oraz odmówić nieszpory. Wieczorem spotkaliśmy się jeszcze w kaplicy na modlitwę uwielbienia...

5 komentarzy: